wtorek, 10 listopada 2009

Dlaczego bibliotekarka?

Przedwczoraj Stasiuk mnie zapytał: "Czy zauważyłaś, że za biurkiem w bibliotece w ogromnej większości siedzą kobiety?" Ładnie zabrzmiało to zapytał, prawda? W rzeczywistości krzyczał do mnie przez karty swojego opawiadania Chodzenie do biblioteki pochodzącego z małego tomiku Przez rzekę. Stasiuk miał swoje bibliotekarki. Miał piękność w butach na koturnach i brzydulę w butach na paskach zaczytaną w kryminałach Christie. A jaka była Twoja bibliotekarka?
Moja miała na imię Pani Ania. Żadna Ania. PANI Ania. Pani Ania stacjonowała w dziale dla dzieci i młodzieży. Szło się do niej po wyszczerbionych (o, Andrzeju! Jakże wierny jest Twój opis!) schodach, mijając ściany ozdobione rumcajsami (czy tak? Ostatnio odwiedzam tam jedynie dział pedagogiczny). Na piętrze, zaraz przed wejściem, stał niewinny stolik i dwa głębokie, zapadłe krzesła obite oliwkowozieloną tapicerką. Pamiętasz, prawda? Mnóstwo zieleni i butelki po mineralnej pokryte kamiennym osadem. Piętro to było dla mnie ważne z dwóch względów. Oprócz działu dziecięcego znajdowała się tam również sala, w której raz w tygodniu odbywały się moje lekcje gry na pianinie. Z czasem poczułam się do nich zniechęcona, jednak Piętro nie straciło swego znaczenia.
Pani Ania była drobną kobietą o krótkich, rzadkich blond włosach i serdecznym uśmiechu. Była energiczna, rozgadana (cisza w bibliotece jej nie obowiązywała). Gdy wchodziłam do biblioteki wiedziałam, że nie będę się nudzić - Pani Ania co kilka dni przygotowywała nową wystawkę, nowy konkurs, nowy temat zajęć plastycznych. W drewnianych gablotkach układała nowe, kolorowe atlasy ryb i ssaków. Przepisywała i układała karty i cieszyła się, gdy znowu wypożyczałam Dzieci z Bullerbyn, mimo iż miałam swój własny egzemplarz.
Moją ulubioną półką były kryminały (w dziale dziecięcym, tak, tak). Historie o zaginionych skarbach, ikonach skradzionych podczas wojnych i schowanych pod posadzką miejscowego kościółka. Potem opowieści o długorzęsych dziewczynach, małych lolitkach bawiących się uczuciami opiekunów kolonii. Potem... potem...
Postacią, która niezmiennie mnie odstraszała była Zła Pani Ania. Była to druga bibliotekarka w dziale dziecięcym. Zawsze siedziała w małym pomieszczeniu z tyłu, w którym znajdowały się encyklopedie i słowniki. Wychodziła, krzywiła się i swoim skrzeczącym głosem wrzeszczała: "No, co ty tu robisz!? Pozwolił ci kto to ruszać?" Przy niej wycieczki na drugi koniec biblioteki w poszukiwaniu strojów używanych w pięknych przedstawieniach były niemożliwe.
Każdy z nas miał swoją Panią Anię. Każdy z nas miał swoje wyszczerbione schody i wypełnione figowcami korytarze. W miarę upływu lat biblioteka straciła tę magię, którą niegdyś nas oczarowywała. Ale spróbujcie kiedyś ponownie wejść do działu dziecięcego. Nie pożałujecie.