sobota, 27 marca 2010

Jedenaste: Nie podczytuj lektury sąsiada?

Źródło: shannonkeyobrien.com

Pociąg to idealne miejsce do nadrobienia lekturowych zaległości. Często zdarza się, że książka, którą wtedy czytamy wciąga także współpasażera. Często zdarza się również, że współpasażer się gorszy. Ale nie rzadziej może się czegoś nauczyć razem z nami.

Jadę pociągiem, czytam książkę. Sąsiad "dyskretnie" spogląda mi przez ramię. Czyta, czyta, czyta... Robi się czerwony, czyta dalej. Zmienia kolor na fioletowy, chrząka, wierci się i niemal wskakuje na moje miejsce. Gdy zbliża się jego stacja, podskakuje jak oparzony i w pośpiechu zbiera swoje bagaże. Skąd biedak mógł wiedzieć, że zostanie "zmuszony" do przeczytania kilku stron o sztywnym członku Humberta Humberta zwinnie wślizgującym się między nogi małoletniej Lo.

Wydarzenie to podsunęło mi pomysł czytania stronami do okna. Przy okazji kolejnej podróży trasą Tarnów-Kraków postanowiłam wypróbować nowy sposób. Rozsiadłam się wygodnie, rozprostowałam nogi rozkoszując się wolnym miejscem przede mną. Pięć minut później siedziałam otoczona przez trójkę współpasażerów, co było doskonałym bodźcem do tego, by sięgnąć po lekturę. Obok mnie siedział znudzony "kolo", próbujący rozplątać kable od słuchawek. Mimo całego uroku tej sytuacji, skupiłam się na czytaniu. Tym razem "Bluszcz". Numer lutowy, temat przewodni: kuszenie, na okładce znana wszystkim scena: Ewa z cyckiem na wierzchu podaje jabłko Adamowi, który wszystko, co interesujące, ma zasłonięte. Myślę, że wspomniany cycek był bodźcem dla "kola", ponieważ zaczął się intensywnie wpatrywać w okładkę. Jako że przeczytanie kilku tytułów z okładki nie leżało w jego kompetencjach, postanowił dojrzeć, co w środku. Czytanie do okna się nie sprawdziło - "kolo" zaczął wpatrywać się w odbicie gazety w szybie, ja zaczęłam się wpatrywać w "kola", a współpasażerka we mnie. Jak sytuacja z panem od "Lolity" mnie rozbawiła, tak sytuacja z "kolem" zirytowała. Zaniechałam więc lektury.

Jakiś czas później jechałam pociągiem z koleżanką, którą kilka dni później czekał egzamin z matematyki (zapewne jakiegoś koknretnego, skomplikowanego, supertajnego działu matematyki, którego nazwy nie jestem w stanie powtórzyć). Było tłoczno, było duszno, siedziało się "na baczność", więc przyjemności z czytania czerpać się nie dało. Koleżanka jednak, zdając sobie sprawę z faktu, że przez weekend nauczy się niewiele, wyciągnęła podręcznik i zaczęła czytać, liczyć, podstawiać do wzoru. Obok niej siedział starszy pan - Mąż, obok mnie jego zacna Małżonka. Ona zajęła się porządkami w torebce, on natomiast - jak można się domyślić - rozpoczął proces zerkania przez ramię do książki koleżanki. Zerkał długo i intensywnie, po czasie już bez skrępowania. Żona, zauważywszy, co się wyrabia na jej oczach (skandal!), poczęła chrząkać, kaszleć, cmokać, mlaskać i wydawać wszystkie inne odgłosy, które przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Mąż, jak gdyby na przekór swej miłości, wpatrywał się coraz intensywniej.

Dotarliśmy do stacji Kraków Główny. Sprawdziłam czy wszystko mam, wstałam, ubieram płaszcz. Koleżanka oderwała się od lektury, przeciągnęła się, sięgnęła po torebkę, aby schować podręcznik. Zawiedziony Mąż obserwował cały proces wysiadania. Byłyśmy już przy drzwiach, gdy usłyszałyśmy, jak Żona do Męża mówi z przekąsem: "Matematyka?", na co Mąż: "Tak, wiesz, doszliśmy z panią do funkcji liniowych".

3 komentarze:

  1. Ostatnia scena brzmi bardzo znajomo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wykorzystałam Cię w niecny, podrasowany i trochę zmieniony sposób :D

    OdpowiedzUsuń
  3. zauważyłam;) ale to nic. Ten blask sławy... ;P

    OdpowiedzUsuń